Zamień ten tekst na URL Webhooka

👂
Posłuchaj
🍿
Obejrzyj
✏️
Notatki do odcinka

📔 Książki:

🔗 Linki:

👤 Osoby:

🧠 Pojęcia:

  • Identyfikacja wizualna (ang. visual identity)
  • Storytelling
  • Klątwa wiedzy
  • Slajd a slajdument
  • 4 warstwy opowieści - autorska metoda storytellingu Pawła Tkaczyka
  • Szkielet marki
  • Transfer autorytetu
  • „Marka to jest to, co ludzie mówią o Tobie, kiedy Cię nie ma w pokoju” ~ Jeff Bezos
  • Efekt Pigmaliona
  • Świadomość wspomagana marki
  • Świadomość spontaniczna marki
  • Świadomość TOM (ang. Top of Mind)
  • Przywództwo idei (ang. Thought Leadership)
  • Web3
  • Psychologia podejmowania decyzji

🔧 Narzędzia:

  • Feedly
  • Slack
📝
Transkrypcja

Paulina i Aga:
Cześć, tu Paulina Kacprzak i Aga Naplocha.

Aga:
W podcaście Design Practice rozmawiamy o praktycznych stronach pracy na styku technologii i designu zarówno od strony projektowania, jak i zarządzania.

Paulina:
W tym odcinku porozmawiamy o tym, jak opowiadać angażujące historie, jak ćwiczyć storytelling, kiedy jesteśmy designerem. O tym, czym jest marka osobista, jak mierzyć historię i rozpoznawalność marki osobistej i o klątwie wiedzy, która dotyka nas wszystkich.

Aga:
Naszym gościem jest Paweł Tkaczyk - strateg, właściciel agencji reklamowej MIDEA, która pomaga budować silną markę. Twórca społeczności Yggdrasil oraz autor trzech książek, a także wielokrotnie nagradzany mówca. Często występuje w t-shircie z Batmanem - w naszym odcinku też wystąpił.

Aga:
Cześć Paweł!

Paulina:
Cześć Paweł!

Paweł:
Cześć Aga, cześć Paulina!

Paulina:
Paweł, powiedz nam na początek, nasze rozgrzewkowe pytanie - jaką książkę ostatnio czytałeś?

Paweł:
Wiesz co, dwie czytałem ostatnio. Chyba muszę wybrać jedną, co? Dobra, wybieram książkę, która nazywa się „Równowaga przywództwa”. Mam problem z polskim tłumaczeniem straszliwie, dlatego, że ona się po angielsku nazywa „The Dichotomy of Leadership” i ona jest właśnie o tych takich rozdrożach, na których stoi lider, przywódca, menadżer. Napisana przez dwóch gości, którzy wcześniej napisali... i teraz znowu będę musiał powiedzieć polski tytuł i angielski tytuł, bo polski tytuł mnie strasznie boli. Pierwszy „Ekstremalne przywództwo” to jest polski tytuł, który nijak nie oddaje tego, o czym jest ta książka. Dlatego że ona się w oryginale nazywa „Extreme Ownership” - ta pierwsza książka. Ownership to jest coś innego niż przywództwo i ona jest właśnie o takim podejściu do budowania zespołu, gdzie każdy odpowiada za fakap wszystkich właściwie. To znaczy napisana przez dwóch gości, którzy są komandosami Navy US i oni mają taki rytuał, nie wiem jak to nazwać, czyli po każdej skończonej akcji oni siadają i ją analizują. To się nazywa post-mortem. Tylko że ta analiza, nawet kiedy coś naprawdę pójdzie źle, a im jak pójdzie źle, to wiesz ludzie giną, nie polega na tym, że zwalanie winy, tylko wprost przeciwnie - każdy z nich mówi, co mógł zrobić lepiej, żeby ta akcja się powiodła. To jest właśnie ten extreme ownership, który oni pokazują. Pierwsza książka ich była bardzo mocno nasycona taką terminologią wojskową. Druga jest dużo lepsza. W sensie dużo mniej jest o wojsku, a dużo więcej o takich biznesowych scenariuszach, ale właśnie jest o tych rozdrożach przywództwa. Ja bym ją tak nazwał nawet po polsku „Rozdroża przywództwa". No bo masz bardzo często wybory. Jeśli człowiek nie dowozi wyniku, czy go szkolić, czy go zwolnić, czy np. sprawić, żeby zespół się dobrze czuł, czy żeby dowoził wynik i tak dalej, różne jakieś takie rzeczy. I ona jest o tym, w jaki sposób te problemy rozwiązywać zarówno w sobie, jak i w innych. Także całkiem fajna rzecz.

Droga Pawła Tkaczyka

Aga:
Super! Dzięki za polecenie w takim razie, sprawdzimy! Paweł słuchaj, jesteś znany z tego, że zarabiasz na życie opowiadaniem historii. No i też nie wszyscy wiedzą, że masz background - jesteś związany z projektowaniem graficznym, z typografią, więc to jest taka Twoja designerska część. Jak to się stało, że dotarłeś do tego obszaru budowania marki, budowania biznesu online i storytellingu?

Paweł:
Wiesz co, ja wychowałem się w domu, w którym moi rodzice mieli firmę - wydawnictwo książkowe. Więc ja właściwie pośród projektantów łaziłem jak byłem nastolatkiem, łebkiem małym itd. Zaglądałem im przez ramię, uczyłem się różnych rzeczy i ja właściwie zawsze wiedziałem, że chcę projektować, chcę projektować i projektować literki. To jest moja miłość w ogóle do literki. Natomiast poszedłem na studia marketingowe, dlatego że moi rodzice dosyć słusznie zauważyli, że z samego projektowania to... znaczy to nie jest tak, że się nie da wyżyć z projektowania, a jeśli zamierzam założyć firmę zajmującą się projektowaniem, to umiejętność prowadzenia firmy jest równie ważna, jeśli nie ważniejsza niż umiejętność projektowania. I jakby dzięki im za to dlatego, że... znowu książka. Jest taka książka, nazywa się „Mit przedsiębiorczości”. Nie wiem, czy trafiłyście na tę książkę?

Aga:
Widziałam, tak. Ale nie czytałam.

Paweł:
Jak nie czytałaś, to Ci szybko opowiem, o czym jest. Główna lekcja jest taka, że jeśli kochasz coś robić, to ostatnią rzeczą, którą powinnaś robić jest założyć firmę, która się tym zajmuje. Dlatego, że jeśli kochasz piec chleby na przykład, to w momencie kiedy zakładasz firmę, to w Twojej dobie pojawia się konieczność kupienia mąki, pojawia się konieczność sprzedania tego chleba. Wcześniej musisz zrobić marketing, musisz rozliczyć podatki i mnóstwo innych rzeczy. I okazuje się, że w tej dobie zaczyna brakować miejsca na pieczenie tego chleba. Jak zaczyna brakować miejsca na pieczenie chleba w firmie do chleba, to musisz zatrudnić ludzi do pieczenia, musisz rozliczyć pensje itd. I skończy się tym, że przestajesz piec. I to jest dokładnie to, co mnie spotykało w pierwszych dwóch latach działania firmy. Ja założyłem firmę w roku 2000 z założeniem takim, że chciałbym projektować identyfikacje wizualne i to było coś innego. Wiesz, my to nagrywamy jest rok 2022, a ja założyłem firmę dwadzieścia dwa lata temu.

Aga:
Wow!

Paweł:
Rzeczywistość biznesowa lat 90. - jak mówiło się identyfikacja wizualna w latach 90., to ludzie mówili: „A szyldy i wizytówki”, a ja mówię: „Nie, nie, identyfikacje wizualne. Napatrzyłem się w Ameryce, byłem po prostu tam” itd. Było pięć firm na krzyż, które wtedy projektowały identyfikacje wizualne. Ja chciałem taką firmę, która projektuje systemy identyfikacji wizualnej. Po dwóch latach już nie projektowałem w sensie takim, że zająłem się firmą na tyle, że nie miałem czasu ani przestrzeni na projektowanie, więc zostało to jakąś taką moją niespełnioną miłością, no ale ja byłem kształcony, że tak powiem, jako projektant... No i teraz jestem sobie w firmie, gdzie projektujemy systemy identyfikacji wizualnej. Jesteśmy jedną z pięciu firm w 2000 roku, która się tym zajmuje na rynku polskim. Natomiast po kilku latach inne firmy się doganiają. To znaczy, że te agencje, które do tej pory projektował szyldy i wizytówki, zaczynają projektować systemy identyfikacji wizualnej i my zaczynamy uciekać do przodu. Czyli mówimy: „Dobra ci ludzie, którzy potrzebują systemy identyfikacji wizualnej, oni mają firmy, które dopiero założyli i oni mają bardziej skomplikowane potrzeby. Oni np. potrzebują wybudować marki”. Więc zacząłem się zajmować strategią, co bardzo mi odpowiadało, dlatego że studia, które skończyłem, to była specjalizacja MBA z marketingu strategicznego. Więc skończyłem studia m.in. na Uniwersytecie w Limerick, w Irlandii właśnie z marketingu strategicznego, z tego się specjalizowałem. Więc robienie strategii to było coś rewelacyjnego. Pamiętam do dzisiaj rozmowę z jednym z naszych kolegów, którzy też prowadzili agencje. Miałem takich znajomych gdzieś tam 2005, 2007 rok był. On mówi: „Wy sprzedajecie strategie? Przecież tam się 2 takie strategie sprzedają w ciągu roku”. Ja mówię: „Stary, my sprzedajemy 5 w miesiącu”. Także to nam naprawdę bardzo fajnie chwyciło. No i staliśmy się agencją właściwie strategiczną bardzo mocno. I to jest to, czym jesteśmy dzisiaj. Zmieniły się narzędzia, ale ludzie nadal potrzebują rozwijać swoje biznesy. I no widzisz, jestem w miejscu, w którym jestem, dlatego że stwierdziliśmy, że strategie będą ludziom zawsze potrzebne.

Klątwa wiedzy głównym problemem firm

Paulina:
Super analogia z tym pieczeniem chleba. Od razu zaczęłam nas umiejscawiać, gdzie my jesteśmy z tym pieczeniem chleba i wydaje mi się, że my jesteśmy taką firmą, takim duetem, który lubi piec chleb, ale też lubi te wszystkie rzeczy dookoła i współpracować z innymi ludźmi, którzy pieką chleb. Więc ta sprzedaż właśnie tego chleba jest czymś, co też nas super napędza i to mi się wydaje mega fajne. No dobra, czyli jesteś konsultantem, który pracuje z wieloma dużymi markami też. I powiedz, z jakimi problemami najczęściej przychodzą do Ciebie firmy? Co najczęściej widzisz? Jakie są takie potrzeby?

Paweł:
Wiesz co, różne. To znaczy, że ja nie tylko z dużymi pracuję. Pracuję z dużymi i z małymi. Business startupami i z jakimiś międzynarodowymi korporacjami. Pracowałem dla Sony, HBO czy Orange, ale pracowałem też z LiveChatem, z Brand24 czy z innymi. I wiesz co? Bardzo często jest tak, że problemem jest chaos w komunikacji albo klątwa wiedzy. Gdybym miał mówić o jednym takim głównym problemie, powiedziałbym klątwa wiedzy. Klątwa wiedzy z takiego psychologicznego punktu widzenia to jest ta sytuacja, kiedy ja nie potrafię opowiedzieć o swoim produkcie w sposób zrozumiały, produkcie czy usłudze, w sposób zrozumiały, dlatego że nie potrafię sobie wyobrazić, jak to jest, że inni nie wiedzą tego czy tamtego, jakby nie mają podstaw. I firmy bardzo często sprzedają swoje produkty ludziom, którzy nie mają ani wiedzy technicznej, ani czegokolwiek innego i wyobrażają sobie, że ich klienci mają wiedzę, świadomość. To dotyczy projektantów, matko kochana! To znaczy, że jeśli pytasz klienta, czy potrzebuje plik wektorowy czy rastrowy, to dla Ciebie jest to dosyć oczywiste pytanie. Natomiast w momencie, kiedy klient nie ma zielonego pojęcia po pierwsze, co to jest, po drugie, do czego to służy, po trzecie, kiedy to jest do czego przydatne, on nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. I wiesz, ty się nad tym nie zastanawiasz, a potem piszesz tak ofertę. Czyli mówisz: „Oferujemy pliki wektorowe i rastrowe, w formatach otwartych...”, a ludzie nie mają zielonego pojęcia, o czym mówisz. Klątwa wiedzy jest podstawowym problemem komunikacyjnym praktycznie w większości firm, a potem to już w zależności od tego na którym jesteś miejscu, jeśli chodzi o rozwój firmy. Są problemy typu, nie wiem, np. zachłanność zbyt wielka, czyli chcesz zagospodarować zbyt wielki rynek, nie specjalizując się. Chcesz być wszystkim dla wszystkich i to powoduje, że nikt właściwie Cię nie bierze dlatego, że w marketingu jeśli coś jest dobre do wszystkiego, to jest do niczego. Jeśli jesteś projektantem to robisz, wiesz UX, robisz strony internetowe, robisz aplikacje mobilne, robisz szyldy, wizytówki i breloczki, nie? I teraz jeśli słyszę szyldy, wizytówki, breloczki, to mówię: „Kurczę blade, prawdopodobnie w niczym z tego nie jesteś wystarczająco dobra”. Więc tak to wygląda.

Działalność Pawła i jego agencji reklamowej MIDEA

Paulina:
Mhm. A powiedz jeszcze, jakbyś mógł tak opisać taki proces. Jak przychodzi do Ciebie klient, to co jest wynikiem końcowym? Podejrzewam, że zależy to od klienta, ale jakbyś mógł podać jakieś przykłady. Czy jest to właśnie strategia spisana w jakimś dokumencie, czy może są to konkretne rozwiązania i konkretne usługi, np. copywriterskie czy graficzne, które oferujesz? Jak to wygląda zazwyczaj?

Paweł:
Wiesz co, ja mam agencję, która zatrudnia kilkanaście osób, więc to jest tak, że ludzie przychodzą po różne rzeczy. Z jednej strony produktem bardzo często jest doradztwo. Chciałbym powiedzieć ad hoc, natomiast ad hoc nie brzmi dobrze, ale generalnie to, co chcę powiedzieć, to jest to, że ludzie przychodzą z pewnym gotowym zestawem problemów i bolączek, na które ja jako strateg czy specjalista od psychologii podejmowania decyzji jestem w stanie im odpowiedzieć, od budowania marki. Jestem w stanie im odpowiedzieć i to jest coś, co robię czasem, czyli ludzie przychodzą, to jest najprostsza forma, to są konsultacje. Przychodzisz, masz pewien zestaw problemów, wychodzisz z rozwiązanymi problemami. To jest jakby jeden kawałek. Druga rzecz ludzie przychodzą, mówią: „Paweł! Mamy firmę, natomiast nie sprzedaje się ten produkt” i produktem naszym czy usługą naszą jest uporządkowanie tego. I teraz, czy nazywamy to strategią, czy my to wewnętrznie nazywamy kartą marki? Szczerze mówiąc, klienta to nie obchodzi, dlatego że my go przeprowadzamy przez pewną strukturę i to jest czasem warsztat, dzień warsztatowy, gdzie my sobie rozmawiamy o pewnych założeniach i spisujemy konkretne rekomendacje. Tak, więc to się może nazywać. Ja mówię o nazwach, a klient ma właściwie jedną potrzebę. On na koniec dnia potrzebuje sprzedać więcej tego, co on sprzedaje. I jeśli on potrzebuje audytu, no to mówimy dobra, zrobimy audyt, analizę tego, co już jest po to, żeby to ewentualnie poprawić, czy być może zaorać do zera, też się zdarzają takie przypadki i zrobić od nowa. A jeśli klient ma potrzebę, to wewnątrz mojej firmy są copywriterzy, którzy piszą teksty, jeśli potrzebujesz. Są graficy, wyspecjalizowani w właśnie raczej systemach identyfikacji wizualnej niż w takich pojedynczych projektach. I są stratedzy, czyli ludzie, którzy odpowiadają za jakąś taką strategię sprzedaży, marketingu i tak dalej. Na przecięciu tych trzech rzeczy powstają nasze dzieła, że tak powiem. Nie robimy produkcji wideo, nie robimy produkcji audio. W sensie to są rzeczy, które my zlecamy na zewnątrz, nie programujemy. Tak więc to: doradztwo strategiczne, projekty graficzne, projekty tekstowe, social media są dosyć ważną częścią tego, co robimy. Natomiast nie robimy audio i video.

Aga:
Jasne. No właśnie, robisz bardzo dużo rzeczy. Prowadzisz bloga, udzielasz się, prowadzisz społeczność, o której później porozmawiamy, występujesz na konferencjach, wykładasz, masz agencję, także udzielasz konsultacji. No i pytanie właśnie jak...

Paweł:
Nie zapomnij o podcastach. Nagrywam podcasty.

Aga:
Ooo nagrywasz podcasty i polecamy oczywiście podcast Pawła.

Paweł:
Niee, ja nie mam swojego podcastu. Mówię o Waszych podcastach! Z Wami nagrywam.

Aga:
Aaaa ok! Tak, przecież występujesz, jesteś gwiazdą wielu podcastów. Kiedyś nagrywałeś z Markiem Jankowskim, tak?

Paweł:
Tak, to prawda.

Aga:
Tak... no właśnie o tym myślałam.

Paulina:
I też masz swoją społeczność, to też zajmuje duże czasu.

Paweł:
Tak, to jest prawda.

Paulina:
Bardzo dużo rzeczy!

Aga:
I zastanawiamy się, jak dzielisz swój czas między to wszystko i ile czasu poświęcasz agencji? Czy Ty tam jesteś jeszcze potrzebny swojemu zespołowi, czy już na tyle jest on wyszkolony, że radzi sobie bez Ciebie? Jak to wszystko organizujesz?

Paweł:
Stworzyłem agencję w taki sposób, żebym nie był w niej potrzebny. To znaczy, że są dwa rodzaje projektów w agencji, czyli są takie projekty, w których ja uczestniczę. Czyli np. klient przyszedł do mnie, a nie do agencji i ja robię doradztwo, a agencja potem robi teksty, grafiki czy te wszystkie rzeczy, które myśmy ustalili, że potrzebujemy. I to jest jeden rodzaj projektu. Drugi rodzaj projektu to jest taki, gdzie ludzie przychodzą do agencji i w ogóle mnie nie ma w tym projekcie i bardzo się cieszę, że mnie nie ma, jakby oni wszyscy robią to, co trzeba i dla mnie tak naprawdę agencja zawsze była tworzona w taki sposób, żeby miała wartość beze mnie. No bo tutaj jak doradzam ludziom, w jaki sposób macie robić firmy i tak dalej, jedno z podstawowych pytań, które zadaję, jest takie - ile jest warta Twoja firma, jeśli dzisiaj ją sprzedasz? I teraz, jeśli ona bez Ciebie jest warta zero, to prawdopodobnie to nie jest dobrze zaprojektowana firma. Pytasz o czas, więc ja spędzam w agencji ten stały jakiś przedział czasu. Myśmy się tak ułożyli z moimi ludźmi, że ja jestem tym takim gościem, który świeci twarzą, jeździ na wszelkiego rodzaju, czy warsztaty do klientów, czy wystąpienia na konferencjach, tak jak powiedziałyście i tak dalej, i tak dalej. A moi ludzie wykonują pracę, która nie wymaga świecenia gębą, nie wymaga jeżdżenia. Ja to próbowałem zmienić kilka razy, a oni mi zawsze mówili: „Paweł, nie na to się pisaliśmy. Deal jest taki, że ty jeździsz, a my nie”. I ja zawsze właściwie miałem firmę zdalną. Nawet przed pandemią, to było tak urządzone, jeśli chodzi o narzędzia czy cokolwiek, że tam, gdzie otwierałem laptopa, tam była moja firma. Więc nas pandemia jakoś specjalnie nie przeorała z punktu widzenia jakiejś zmiany nawyków czy czegokolwiek innego. Ludzie poszli oczywiście na zdalny. Z tego zdalnego nie wrócili. W sensie takim nie, że zwolniłem wszystkich, tylko że dalej pracujemy sobie na zdalnym. Efektywność nam wzrosła na zdalnym. Więc jakby otworzyłem biuro, do tego biura przychodzą dwie osoby na krzyż, jeśli w ogóle ktokolwiek. Dzisiaj np. nie ma nikogo. I no biuro sobie jest, ale pracujemy dalej na zdalnym. Więc jeśli chodzi o ten czas spędzony w agencji, to nie jest tak, że ja mam czas spędzony w agencji. Ja mam np. dwa spotkania z moimi ludźmi tygodniowe te takie stałe, gdzie rzeczywiście sobie omawiamy rzeczy związane z różnymi projektami. Jestem cały czas na Slacku, jeśli ad hoc potrzebuję, żeby coś tam było. Natomiast zobacz dzisiaj zanim z Wami rozmawiałem, to właściwie od godziny dziesiątej miałem non stop konsultacje i ja w czasie tych konsultacji jestem po prostu niedostępny. To znaczy, że niezależnie od tego, którędy się próbujesz przebić, no to nie mogę. Więc zawsze tak było. Więc agencja jakoś specjalnie mi dużo czasu nie zajmuje. Blog i wszystkie inne rzeczy związane z mediami społecznościowymi itd. - też uczę ludzi tego, że media społecznościowe są złodziejem czasu. Więc jeśli nie potrafisz optymalizować tego czasu, no to jest bardzo ciężko. Zwłaszcza, że zobacz, ja np. jestem w takiej sytuacji, że ja sprzedaję swój czas. Mój czas jest moim źródłem przychodu. Czyli z jednej strony agencja jako pewne źródło przychodu. Z drugiej strony jest społeczność jako pewne źródło przychodu. Ale konsultacje, warsztaty, wystąpienia to jest coś, co ja robię za pieniądze. Więc jeśli ja siedzę scrolluję Instagrama właściwie, to mi pieniądze dosłownie uciekają między palcami, bo mógłbym ten czas sprzedać. Więc mam wielką awersję do właśnie marnowania czasu na mediach społecznościowych. Staram się to kompresować, robić tego jak najmniej.

Źródła inspiracji

Aga:
No dobra, to jeszcze chwilę pociągnę ten wątek, no bo jednak trzeba się jakoś inspirować. Wiesz jakby wiadomo, że zbyt dużo bodźców z zewnątrz to nie jest dobre, ale jednak fajnie jest trochę tak otworzyć głowę, zobaczyć co robią inni, niekoniecznie z naszej branży i z naszej działki. To jak Ty szukasz jakichś ciekawych nowych obszarów, rewirów? Jak Ty zdobywasz wiedzę? Czy to są głównie książki, czy może jednak coś w Internecie dopuszczasz do siebie?

Paweł:
Wiesz co, dopuszczam. Oczywiście, że dopuszczam rzeczy w Internecie do siebie, ale po pierwsze tak, to są głównie książki. Uważam, że jeśli koncept jest na tyle dobry, że, ileś osób w redakcji to oceniło, przepaliło i przepaliło itd. i to się ukazało jako książka, to to jest warte mojej uwagi. Problem z Internetem mam taki, że to jest jeden wielki śmietnik. Śmietnik i teraz ja muszę z jednej strony poświęcać czas na oddzielanie tego, co jest dobre od tego, co nie jest dobre. I teraz jasne, że czytam rzeczy w Internecie. Nie ma możliwości, żeby nie. Natomiast np. dla mnie głównym źródłem informacji o świecie jest Twitter. Twitter, którego skonstruowałem sobie w taki sposób, że ja obserwuję pewnych ludzi, którzy wrzucają jakieś źródła informacji. I teraz, jeśli te informacje są przefiltrowane przez eksperta w danej dziedzinie, to ja mówię: „Dobra stary, mogę to przeczytać. Nie muszę się znać na tej dziedzinie” a propos tych inspiracja, o których Aga mówiłaś w różnych dziedzinach. Ja już np. robię to, co robię na tyle długo, żeby wiedzieć, że książki z mojej dziedziny zaczynają być wtórne. To znaczy, że o marketingu już bardzo niewiele da się napisać dobrego. Jak idziesz na konferencję, to z całodniowej konferencji wyłapujesz piętnaście minut nowego materiału, o którym nigdy nie słyszałaś, nigdy nie czytałaś itd. I to jest dla mnie cenne, absolutnie to jest dla mnie cenne. Natomiast bardzo dla mnie cenne jest to, że jestem w stanie filtrować ten przekaz, który do mnie idzie przez ludzi, którzy wiedzą więcej ode mnie na dany temat. Więc mój Twitter obserwuje ludzi, którzy wiedzą więcej ode mnie, są wartościowi, a jednocześnie nie poświęcam czasu na wszelkiego rodzaju dramy. Czasem przychodzą do mnie klienci i mówią: „Ej, ale nasza konkurencja zrobiła też jakby purpurowe guziczki. Czy my coś powinniśmy zareagować?”. Nie mam zielonego pojęcia, jakiego koloru guziczki moja konkurencja ma na swoich stronach internetowych, naprawdę. Nigdy mi nie przyszło do głowy sprawdzić.

Paulina:
A mógłbyś powiedzieć, kogo obserwujesz na Twitterze? Kto Cię inspiruje?

Paweł:
Wiesz co, to tak naprawdę zależy bardzo mocno od dziedziny. To znaczy, że są jakieś... zacznijmy od Polski. Z jednej strony jest Twittera, z drugiej strony jest Feedly. Cudowne narzędzie, które pozwala mi subskrybować RSS. Więc np. kiedy rozmawiamy sobie o polskim rynku, no to są ludzie od SEO typu GDAQ, typu Artur Jabłoński od Facebooka, typu Maciek Lewiński od Analytics. I wiesz, Natalia Hatalska od przewidywania przyszłości. Ludzie od mobile. Tych nazwisk jest strasznie dużo. I teraz oni z jednej strony tworzą własne treści, ale ponieważ obserwuję ich również właśnie na Twitterze czy na innych socialach, no to oni też pokazują mi treści, które są od innych.

Jak polepszać umiejętność storytellingu?

Aga:
Super! No dobra, to jeszcze o ten Internet i o markę osobistą, mam nadzieję, że będziemy miały czas Cię zapytać, ale chciałybyśmy trochę pogadać o storytellingu i o tym, jak projektanci i projektantki mogą lepiej opowiadać historie np. swoim klientom czy interesariuszom. Wiele osób ma z tym problem. Czy może polecasz jakieś konkretne ćwiczenia, żeby jakoś te umiejętności polepszyć?

Paweł:
Wiesz co, rozmawialiśmy o klątwie wiedzy i to jest jedna z podstawowych umiejętności, które trzeba nabyć. I problem z klątwą wiedzy jest taki, że my się nie możemy tego oduczyć. To znaczy, że jeśli wiesz coś, to bardzo ciężko jest się tego oduczyć i jedyny sposób to jest pokazywać teksty, które macie do pokazania, opublikowania, wysłania do klienta komuś kto jest laikiem i obserwować pytania, które ci ludzie zadają. Bo to jest sposób na jakby takie trenowanie Twojej intuicji, że w tym obszarze prawdopodobnie ludzie zadawali najwięcej pytań, tutaj muszę na to zwrócić uwagę. Więc pierwsze ćwiczenie to jest właśnie pokazać to, co chcesz powiedzieć ludziom, którzy są Twoją grupą docelową i zapytać ich z powrotem, co oni zrozumieli, co oni zapamiętali. I wyniki mogą was naprawdę zaskoczyć tzn. że wam się wydawało, że w takim konkretnym obszarze mówicie zupełnie jasno, a ludzie mówią: „Nie, zrozumiałem zupełnie coś innego”. A z drugiej strony mogło wam się wydawać, że ten obszar bez sensu tłumaczyć, a ludzie mówią: „Nie, to była najlepsza część Twojej wypowiedzi”. Także to jest jedna rzecz. Jest struktura w ogóle mówienia, czy o sobie, czy o swojej marce, czy o czymkolwiek innym. I ona mówi, po pierwsze musisz się przedstawić, czyli walnąć klienta logotypem po ryju. To się tak nazywa, to jest logotyp, to jest nazwa, to jest cokolwiek innego, ale ludzie o tym często zapominają. Dostałem kiedyś do zaopiniowania ulotkę firmy farmaceutycznej, gdzie były trzy strony na temat jakiegoś preparatu, tekstu na temat preparatu i nigdzie nie było wymieniona nazwa tego preparatu. Kurczę blade! I oni wewnętrznie, oglądał to cały komitet ludzi i ponieważ wszyscy wiedzieli, że pracują nad projektem X i to jest ulotka projektu X, to nikt na ulotce nie napisał projekt X. Ja mówię: „Dobra, to teraz znajdźcie mi nazwę tego preparatu”. Oni mówią... szukają, szukają, 3 strony ulotki - „Nie ma”. Więc to bardzo często sensowne, więc to przedstawianie się jest dosyć ważne. Drugie pytanie, na które fajnie sobie odpowiedzieć w ramach takiego ćwiczenia, to jest „Komu i w czym pomagasz?”. To jest podwójne pytanie, które z jednej strony definiuje rynek, kto jest Twoim rynkiem, a z drugiej strony definiuje Ciebie jako pewien zakres. „Komu i w czym pomagasz?” to jest podstawowe pytanie, które definiuje markę. I potem są pytania typu „Dlaczego powinienem Ci wierzyć?”. Tutaj wjeżdża coś takiego, co nazywa się transfer autorytetu. Jeśli ja nigdy o Tobie nie słyszałem, to być może słyszałem o czymś, z czym masz do czynienia. Jak ja się przedstawiam na stronie mówię: „Cześć, jestem Paweł Tkaczyk! Buduję silne marki. Pracowałem dla Sony, HBO i Orange” . I Sony, HBO i Orange pełnią rolę transferu autorytetu, czyli jeśli nigdy o mnie nie słyszałaś, słyszałaś pewnie o Sony, HBO i Orange i to umieszcza mnie w Twojej głowie w jakimś miejscu, w jakimś ekosystemie. Więc to jest taka rzecz. A potem, kiedy ja już Ci wierzę, no to pytanie jest takie „W czym jesteś jedyna? Dlaczego miałbym Ciebie kupić, a nie kogokolwiek innego?”. I teraz to samo dotyczy designu. To znaczy, że jeśli sprzedajesz mi projekt, to mówisz: „To jest projekt według tam ideologii X, której używał Paul Gauguin”. Ja słyszałem o gościu także, wiesz... „I jako jedyni zastosowaliśmy teorię archetypu koloru” wymyślam na bieżąco, nie ma czegoś takiego.

Aga:
Brzmi dobrze! Hahaha

Paweł:
No nie? Brzmi świetnie! I Ty mówisz: „Ej, to jest coś! To ja to kupię”. Także są pewne stałe elementy, które można właśnie umieścić w takim przekazie po to, żeby zwiększyć jego wartość.

Paulina:
Super, super fajne ćwiczenia. A co jeśli prezentujemy, czyli mamy przygotować czy jakiś tam raport, czy prezentujemy właśnie jakieś tam swoje rozwiązanie, swój design? Powiedzmy, że pozostałym członkom zespołu, jakiemuś managerowi czy tam klientowi. No i naszym zadaniem jest jakby wiadomo slajdy, ale doskonale wiemy, że slajdy to jest tylko część prezentacji, a bardzo ważna jest ta struktura, to w jaki sposób my ją poprowadzimy. Więc jakie rady byś dał? Wiadomo, że na temat sztuki prezentacji można rozmawiać godzinami...

Paweł:
Z Kamilem Koziełem najlepiej, nie ze mną.

Aga:
Ooo dokładnie! Polecamy PrezART! Tak, tak, ale jakie Ty byś dał rady projektantom? Bo wiesz, znasz też tę branżę. Współpracujesz w swojej agencji też z projektantami i jakie byś dawał takie podstawowe rady osobom, które siadają do raportu i prezentacji? Jak one powinny w ogóle przekazywać tę wiedzę, żeby ona była angażująca, ciekawa, żeby ludzie chcieli nas słuchać w ogóle?

Paweł:
Wiesz co, kilka rzeczy. Po pierwsze np. rozróżnił bym między - i tu absolutnie kredyt idzie do Kamila Kozieła, bo to chyba jego słowo - slajdem a slajdumentem. Slajdument to jest skrzyżowanie jakby dokument i slajd. To jest coś, co powinno być wysłane mailem i nigdy nie powinno być prezentowane. To jest slajdument. Jest mnóstwo prezentacji, które mogłyby być mailami. Znam takie kultury korporacyjnej, gdzie jakby wszystko jest PowerPointem, a to powinno być mailem. Więc zastanów się, czy to, co w ogóle zamierzasz wyświetlić na ekranie, jest slajdumentem czy jest slajdem? I teraz jaka jest podstawowa różnica? Slajd ma aspekt czasu. To jest pierwsza rzecz. To znaczy, że slajdument to jest statyczny dokument, na którym np. wszystkie cztery punkty są wyświetlone. Slajd to jest niestatyczne, dlatego że ja w czasie będę o poszczególnych tych czterech punktach mówił i one nie powinny być wyświetlone na raz. To znaczy, że wyświetlam podpunkt nr 1, będę wam o tym opowiadał przez dwie minuty. Podpunkt nr 2, będę opowiadał przez dwie minuty. Podpunkt nr 3... czyli wzięcie pod uwagę tego, że po pierwsze jest aspekt czasu, a po drugie jest prezenter. To znaczy, że jeśli na znowu dokumencie, na prezentacji znajduje się wszystko, co chciałaś powiedzieć, to mamy do czynienia ze slajdumentem, a nie mamy do czynienia z prezentacją. Natomiast prezentacja to są główne punkty, do których Ty coś dopowiadasz. Więc to są dwie rzeczy, na które bym zwrócił uwagę. Ten aspekt czasu i obecność prezentera. Poza tym np. wiemy... są takie bardzo fajne badania gościa, który nazywa się Paul Bloom, on badał w ogóle dzieła sztuki, ale tutaj bardziej chodzi o to, że efektem tych badań jest to, że on wiedział, dlaczego my przypisujemy wartość do tych dzieł sztuki. I on mówi tak: „Jeśli prowadzisz galerię, to jednym z czynników, który jest najbardziej skorelowany z tym, ile klient chce zapłacić za dzieło sztuki, jest obecność przy jego powstawaniu czy wizyta w pracowni artysty. I teraz jeśli ja jestem obecny przy powstawaniu dzieła, no to absolutnie jestem w stanie zapłacić za nie więcej”. To samo dotyczy projektantów i ja nie mówię oczywiście, żebyście zapraszali ludzi do waszej pracowni, żeby wam zaglądali przez ramię. Natomiast przeprowadzenie ludzi przez proces twórczy w czasie prezentacji jest jedną z najlepszych rzeczy, które sprawiają, że na końcu ludzie chcą kupić końcowy efekt. Czyli w momencie, kiedy my np. nie wiem, prezentujemy klientowi logotyp, to my nie prezentujemy logotypu, tylko mówimy: „Zobaczcie, to jest wersja pierwsza, którą wyrzuciliśmy do kosza. Tu jest pomysł, który za nią stoi. Wzięliśmy ten pomysł jeszcze z sześć razy go obracaliśmy” itd. I cały ten proces twórczy jest w prezentacji i na końcu jest logo. Bo w momencie, kiedy nie ma tego wcześniej, no to klient ocenia logo pod kątem tego, że fajne, niefajne. Nie widzi całego tego procesu. Ten proces aż się prosi o prezentację, dlatego że on jest właściwie po pierwsze właśnie tym kawałkiem czasu. Po drugie on jest... wymaga komentarza, no bo są graficzne projekty, które lądują w koszu lub nie, a one wymagają komentarza twórcy i ja właściwie jestem w stanie skondensować tę wizytę w pracowni do takiej bardzo prostej prezentacji. To jest jedna z fajnych rzeczy, które możecie zrobić.

Aga:
Super, świetna rada!

Paulina:
Super, tak!

Aga:
Tym bardziej, że dużo osób się skupiać na tym efekcie końcowym i wydaje mi się to też się wiąże trochę z klątwą wiedzy, że to będzie nieciekawe, że przecież wszyscy wiedzą jak proces wygląda, a tutaj można to przedstawić w ciekawy sposób i ten nasz tok myślenia. Pokazać, że to jest wartościowe i że fajnie się z nami pracuje na przykład, bo myślimy nieszablonowo.

Książki o storytellingu

Paulina:
No właśnie, więc dałeś trochę fajnych wskazówek, w którą stronę możemy iść z naszym storytelling. Ale gdyby ktoś chciał bardziej zgłębić ten temat, to jakie źródła polecasz? Gdzie tego się uczyć? Wspominałeś o Kamilu, ale co jeszcze?

Paweł:
Wiesz co, no jest mnóstwo książek o... książek czy w ogóle źródeł o storytellingu. Jest „Bohater o tysiącu twarzy” Josepha Campbella. I tam w ogóle cały ten koncept podróży bohatera jest pokazany. Jest książka „Podaj dalej” Grzegorza Kossona też o storytellingu. Jest „Marketing narracyjny” Mistewicza. On jest bardziej o marketingu i bardzo mocno o Twitterze, ale można z niego kilka fajnych rzeczy wyciągnąć. Myślę też są kursy storytellingu, też jeśli potrzebujecie, więc można. Jedna z najlepszych książek, jakie znam o storytellingu, w ogóle nie ukazała się w języku polskim. Nazywa się „The Storytelling Animal”, czyli zwierzę, które opowiada historie. Tam jest bardzo dużo takich struktur storytellingowych. „Lead with a Story” to też się chyba nie ukazała po polsku. „Lead with a Story” to w ogóle jest historia, to jest książka o... dla ludzi, którzy prezentują. Bo tam tak naprawdę są historyjki, których można użyć w prezentacji pokatalogowanie ze względu na jakieś tematy przewodnie, czyli np. masz temat fakap, masz temat leadership czy cokolwiek innego i tam są.

Aga:
Świetne!

Paweł:
I możesz sobie znaleźć tam historyjki, jakieś bajki Ezopa czy inne bajery szmery, które można wstawić do swojej historii. Fajna rzecz.

Aga:
Super! No tak, ale jest jeszcze Twoja książka, Paweł. Skromnie nie powiedziałaś o niej - „Narratologia”.

Paweł:
Jakby z założenia nie reklamuję swoich rzeczy, nie?

Paulina:
Hahahaha!

Aga:
No to my ją zareklamujemy.

Paulina:
Świetny marketing. Hahaha!

Paweł:
Co nie? Ej, bo jakby zostałyście zmuszone, więc jakby dobrze działa.

Społeczność Yggdrasil

Aga:
Haha, dokładnie! Ale też Twój blog oczywiście, na którym masz serię wpisów o storytellingu oraz społeczność. To może teraz przejdziemy do społeczności. Nazywa się Yggdarsil...

Paweł:
Yggdrasil. Prawie prawie, ale jeszcze nie to.

Aga:
O jezuuuu, ale wtopa! Hahaha!

Paweł:
Hahahaha!

Paulina:
Hahahaha!

Aga:
Niech zostanie, niech zostanie! Niech ludzie wiedzą, że to trudna nazwa.

Paulina:
Prawie się udało.

Aga:
I wytłumacz, dlaczego tak trudna, o co chodzi?

Paweł:
Nazwa jest kontynuacją czegoś, co wymyśliłem wcześniej. Bo tutaj znowu, kiedy rozmawiamy, to jest pewna historia, która za tym stoi. Ja od... nawet nie potrafię powiedzieć, od którego roku, od naprawdę bardzo, bardzo wielu nastu lat prowadzę newsletter. Newsletter, który no ludzie nazywają, nieskromnie powiem, jednym z najlepszych marketingowych newsletterów w Polsce. Ja go nieskromnie nazywam najlepszym marketingowo newsletterem w Midgardzie. Ten Midgard zaraz wyjaśnię jakby, o co chodzi. Natomiast, właśnie ja go prowadziłem od bardzo wielu lat, a jedna z takich rzeczy, których się nauczyłem pisząc np. „Grywalizację”, jest to, że warstwa fabularna zwiększa zaangażowanie. Więc w którymś momencie istnienia tego newslettera zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób go nazwać, bo to jest jedna z fajnych rzeczy, które możecie zrobić. To znaczy możecie nazwać coś i to mu nadaje pewne unikalne cechy, samo po prostu posiadanie nazwy. I szukałem, ponieważ no come on jakby fascynuje się mitologiami, opowiadaniem historii, różnymi rzeczami, szukałem w mitologiach, historiach różnych rzeczach takiego artefaktu, którego nazwa oznacza przekazywanie mądrości. I teraz w mitologii nordyckiej jest coś takiego - studnia Mimira. Mimir to była postać mitologiczna - strażnik studni. Picie wody z tej studni dawało właściwie wgląd w wiedzę całego świata. Odyn, czyli najwyższy bóg asgardzki, oddał swoje oko Mimirowi za to, żeby mógł się w ogóle napić wody z tej studni. Ono tam leży na dnie studni, to oko i ta studnia w oryginale się nazywa Mímisbrunnr, czyli studnia Mimira, to bez tam zagłębiania się w szczegóły. Więc mój newsletter nazywa się Mímisbrunnr i on przez ładnych parę lat funkcjonował pod taką nazwą. I w momencie, kiedy na początku tego roku... tak no bo jest 2020, no na początku tego roku zacząłem myśleć o płatnym abonamentowym produkcie, to pierwsza moja myśl to było rozszerzenie tego newslettera o opłatny newsletter, czyli jakiś dodatkowy i to jest produkt, który się nazywa i zastanawiałem się, w jaki sposób nazwać coś, co jest większe od studni Mimira. I teraz studnia Mimira w mitologii nordyckiej żyje sobie w korzeniu drzewa, który nazywa się Yggdrasil. Yggdrasil, czyli drzewo, które łączy światy dlatego, że jakby Nordycy wierzyli, że istnieje właśnie kilka tych takich światów czy też płaszczyzn. Oni mówili, że jest właśnie Asgard, że jest Midgard, że jest Helheim. I Midgard to jest nasz mroczny padół, czyli Ziemia. Dlatego najlepszy newsletter marketingowy w Midgardzie, nie? Że właśnie na Ziemi. Asgard to jest siedziba bogów, a Helheim to jest piekło - jeden z tam wielu tych światów, które mamy. Jak oglądaliście Thora, to oni z tej nordyckiej mitologii bardzo mocno czerpią. Więc to! Więc produkt nazywa się Yggdrasil, a nazywa się tak dlatego, że jakby w pewnym momencie przestał być tylko płatnym newsletterem, bo to jest platforma dla społeczności. Do tego jest newsletter, do tego jest Discord, do tego jest Telegram, do tego jest jeszcze parę innych rzeczy. I teraz tak jak gałęzie powiedzmy tego drzewa, przez które wszystkie informacje o świecie płyną, to tak się nazywa. A to, że trudno to wymówić... co mnie to obchodzi! Yyyy nie no w sensie...

Paulina:
Hahahaha, niech się męczą!

Paweł:
Nie, nie. To nawet nie jest to. Nie jest ją trudno wymówić w momencie, kiedy ją usłyszysz pięć razy, tak? To znaczy jeśli ja Ci powiem Yggdrasil, Yggdrasil ze cztery razy. My to w firmie przerobiliśmy, tak? Znaczy ona wygląda na trudną do wymówienia, ale w momencie kiedy my o niej rozmawiamy, jest naprawdę luziczek.

Aga:
Tak, wystarczy raz powiedzieć i już się zapamięta.

Paweł:
Tak, dokładnie.

Aga:
Prawidłowo! No dobrze, czyli społeczność. Społeczność jest skupiona wokół marketingu, wokół budowania biznesu online, marki osobistej itd. Więc jeśli jest ktoś zainteresowany...

Paweł:
Nie, nie. To też nie. Bo też żebyśmy się dobrze zrozumieli. Yggdrasil jest dla ludzi, którzy mają swoje firmy. Niezależnie od tego, czy to jest działalność jednoosobowa, czy cokolwiek innego. Te wszystkie zagadnienia, o których Ty mówisz, są absolutnie tam obecne. Natomiast kontekst jest taki, że jeśli masz firmę, to potrzebujesz przebudować kilka rzeczy w głowie. Właśnie w związku z tym, co mówiliśmy o „Micie przedsiębiorczości” i innych rzeczach. I o tym rozmawiamy właściwie na Yggdrasilu. Znaczy to jest portal dla ludzi, którzy mają firmę i oni chcą, żeby ta firma rosła niezależnie od wielkości. Więc dla marketerów jest darmowy produkt i inne rzeczy. Natomiast jedną z moich person, które ja obsługuję, biorę to w cudzysłów - "obsługuję", bo ja mam 3 persony, tak? Czyli student marketingu, jest pracownik marketingu, jest właściciel firmy. I dla studentów marketingu, dla pracowników marketingu jest blog i jest newsletter darmowy. Jeśli jesteś właścicielem firmy, mam dużo lepszych rzeczy. Tylko, że one są już za paywallem, za gatewayem płatne.

Paulina:
Mhm... super! No to polecamy bardzo serdecznie. Podlinkujemy do społeczności Yggdrasil.

Paweł:
A zobacz już świetnie Ci idzie.

Storytelling – kto robi to dobrze?

Paulina:
Aaaa ha, udało się! Hahaha. Ale wróćmy jeszcze na chwilkę do tego storytellingu. Jeszcze chcę, chcemy trochę pociągnąć ten temat, no bo jakby współpracujesz właśnie z wieloma markami i wiesz co się dzieje. I jakie marki Twoim zdaniem warto obserwować pod kątem storytellingu? Kto uważasz robi to dobrze w Polsce czy za granicą, obojętnie.

Paweł:
Wiesz co, jest dużo, ale to nie jest tak, że są marki. Są firmy, którym wychodzi od czasu do czasu. Zwłaszcza że to jest bardzo mocno kwestią też agencji, z którą oni współpracują. Nike regularnie robią to dobrze. Od jakichś tak animowanych kampanii przez, nie wiem, współpracę z Colinem Kaepernickem. Różne takie rzeczy. Naprawdę robią to dobrze, mają to DNA takie storytellingowe bardzo mocno rozwinięte. Procter & Gamble robi świetne rzeczy czasem, jeśli trafi im się dobra współpraca z agencją. Więc kampania „Thank You, Mom” na przykład to przecież ich jest i jedna z najbardziej wzruszających rzeczy, które robili i to przez kilka lat. Naprawdę! Więc nawet nie myślałbym firmami, tylko myślałbym kampaniami, wiesz? Apple jest genialny w storytellingu i to nie tylko na płaszczyźnie reklamowej, ale jako jakby kultury storytellingu zbudowanej wokół firmy. Świetni są! Wszystkie firmy, które słyną reklamami świątecznymi, bo to jest taki wielki trend. Niekoniecznie musisz robić storytelling, ale albo na Super Bowl, albo na świąteczne te robisz, czyli ten dom towarowy Lewis, który robi i o smokach, i o misiach jakieś tam genialne reklamy. To jest naprawdę porządny storytelling. Ale tutaj zupełnie poważnie ja nie szukałbym po markach, bo to ciężko. Tylko szukałbym właśnie albo po okazjach, czyli te tam najlepsze reklamy świąteczne, najlepsze reklamy na Super Bowl. Albo bym przeglądał nagradzane kampanie z Cannes dlatego, że tam są naprawdę dobre kampanie i też dobrze opowiedziane, bo festiwal w Cannes wygrywa się historią reklamy i kampanii dużo bardziej niż samą reklamą czy kampanią. Więc sposób komunikacji tego, konstrukcji tego case'u nawet, też bardzo się projektantom może przydać.

Paulina:
Mhm. Jak powiedziałeś o tych świątecznych kampaniach, to od razu mi przyszła do głowy długa, bardzo długa reklama Apartu.

Paweł:
Reklama Apartu, nie? Świetna!

Aga:
Taaak!

Paulina:
I za to jest odpowiedzialny Klub Komediowy, który bardzo polecamy obie z Agą, bo chodzimy. To jest po prostu genialne. Genialne! Haha.

Aga:
Ja do dzisiaj mam tę piosenkę w głowie, także wyszło. Wyszło. Hit, jest hit!

Ewolucja storytellingu

Aga:
Dobrze, czyli wiemy, na co zwracać uwagę. Ale jeszcze ta kwestia, trochę się to wiąże też z tym, co wcześniej powiedziałeś Paweł a propos Twittera i filtrowania. No ale jest tak, że zalewa nas strasznie dużo contentu. Jest TikTok, Instagram Reels itd. Non stop wchodzą jakieś takie nowe formaty. No i my też wiadomo śledzimy, co tam się dzieje. Śledzimy, jak ludzie opowiadają historie. Gdzieś tam chcemy sprawdzać, co się klika. No i jesteśmy ciekawe, czy w związku z tym, że non stop są jakieś takie nowe rozwiązania, czy opowiadanie historii w jakiś sposób się zmienia?

Paweł:
Media się zmieniają, to znaczy, że struktury storytellingowe są strasznie stare. To znaczy, że one przetrwały stulecia, jeśli nie tysiąclecia. Jak pisałem „Narratologię”, czyli tę książkę moją o storytellingu, to ja pokazywałem rzeczy, które się nie zmieniły od czasu starożytnych Greków, którzy i tak tego nie wymyślili tylko po prostu skodyfikowali. Więc to! Natomiast zmieniają się media oczywiście. Czyli myśmy kiedyś opowiadali historię w teatrze, na deskach teatru. Potem opowiadaliśmy historie w książkach, w gazetach, w photos story. Potem zaczęliśmy robić video, podcasty, różne cuda wianki. Więc tutaj ja np. jak uczę storytellingu, prowadzę szkolenie ze storytellingu, gdzie uczę taką autorską metodą, która się nazywa cztery warstwy opowieści. I te cztery warstwy... pierwsza nazywa się cel, druga nazywa się struktura, trzecia nazywa się fabuła, a czwarta nazywa się format. I mówię o tym dlatego, że warstwa format jest zupełnie niezależna od pozostałych trzech. Znaczy one i tak trzy stanowią pewne niezależne byty, tak? Ale warstwa format jest niezależna. Znaczy jeśli masz już opowieść, która ma cel, strukturę i narrację, to zaczynasz przerabiać tę opowieść w zależności od tego, w jakim formacie ona ląduje. Czyli jeśli ona będzie podcastem, to ona używa zupełnie innych środków wyrazu niż jeśli jest filmem na YouTubie. Zupełnie innych środków wyrazu, jeśli jest photo story albo tweetem. I te same scenariusze my jesteśmy w stanie przerobić na serię tweetów, na TikToka, na właśnie photo story czy cokolwiek innego. Więc storytelling jako struktury nie zmieniał się bardzo, ale jeśli chodzi o formaty - tak, ciągle dochodzą nowe.

Szkielet marki

Paulina:
A mówiłeś właśnie o tej klątwie wiedzy, że często ona towarzyszy firmom. A jakie jeszcze błędy, jakie błędy spotykasz w trakcie swojej pracy z firmami?

Paweł:
Wiesz co...

Paulina:
Najczęściej.

Paweł:
To nie jest tak, że to są błędy. To znaczy, że ludzie robią naprawdę dobry biznes, dlatego że zgodnie z tym, co mówiliśmy o „Micie przedsiębiorczości”, znają się na robieniu biznesu. Czyli wiesz idę sobie do biznesu piekarza i on robi świetne bułki. Natomiast ja siadam z nim i mówię: „Dobra, pogadajmy o strukturze Twojej marki”. Tam jest pewien szkielet - my mamy coś takiego, co nazywamy szkieletem marki. Jest szkielet, on musi mieć konkretne elementy. I człowiek nie ma np. transferu autorytetu, czyli mówi: „Dobra, pieczemy bułki, ale nie ma żadnego powodu, żebyś Ty mi wierzył” itd. więc to nie są błędy sensu stricte, to są takie dziury, które trzeba załatać. Tylko że nigdy ich nie załatałaś dlatego, że budowałaś ten swój metaforyczny dom z takiego kamienia, jaki Ci się akurat zdarzył. A teraz przychodzi człowiek z rusztowaniem i mówi: „Dobra, ustawimy rusztowanie i wtedy tak naprawdę się okaże, gdzie są dziury w tym wszystkim”.

Marka osobista – czym jest i co może nam dać?

Paulina:
No dobra, więc pogadaliśmy trochę o tym storytellingu od strony takiej firmowej, biznesowej. A teraz chciałybyśmy trochę zahaczyć o bardziej prywatną taką część, czyli o markę osobistą. I to też jest storytelling i Ty masz bardzo rozpoznawalną markę osobistą. Budujesz ją od wielu lat. Czy mógłbyś powiedzieć, co to jest marka osobista i w czym pomogła Ci Twoja?

Paweł:
Wiesz co, nie wiem, czy mam rozpoznawalną. W sensie takim - wiem, że jest w jakiś sposób rozpoznawalna, ale dla mnie skalą jest Martyna Wojciechowska, a niekoniecznie ja. Więc w porównaniu z Martyną to ja jestem mały pikuś.

Aga:
Już niedługo.

Paweł:
Nie, nie, nie, nie... pogadamy. Natomiast marka to... zacznijmy od tego w ogóle nie osobista, marka jako taka to jest wyobrażenie o produkcie czy usłudze. Jeff Bezos - twórca Amazona, podsumował to kiedyś genialnie. Powiedział: „Marka to jest to, co ludzie mówią o Tobie, kiedy Cię nie ma w pokoju” i to jest moja ulubiona w ogóle definicja, bo ja bym nie potrafił lepiej tego opowiedzieć, jak mówię ludziom czym jest marka. Marka to jest to, co ludzie mówią o tobie, kiedy Cię nie ma w pokoju. A to oznacza, że tam jest kilka konsekwencji. Pierwsza konsekwencja jest taka, że marka to nie jest produkt ani usługa. Marka to jest to, co ludzie myślą o produkcie albo usłudze. Co oznacza, że ja sobie bardzo łatwo jestem w stanie wyobrazić sytuację, w której istnieje produkt, który jest obiektywnie dobry, ale się nie sprzedaje, bo ma markę do dupy i odwrotnie - istnieje produkt, który jest obiektywnie zły, natomiast rewelacyjnie się sprzedaje, dlatego, że ma rewelacyjną markę. I teraz my nie mamy problemu z przyswojeniem, internalizacją tej koncepcji w momencie, kiedy mówimy o produktach czy usługach. Ale w momencie, kiedy zaczynamy mówić o marce osobistej, to zaczyna się potworny problem, bo marka osobista to nie jesteś Ty. Marka osobista to jest to, co ludzie myślą o Tobie. I jakby oddzielenie siebie od marki jest dla ludzi wewnętrznie strasznym problemem. To znaczy, że powiedzenie im Twoja marka jest praktycznie niezależna od tego, jaką Ty jesteś osobą, a jest w 100% zależna od tego, jaki wizerunek wokół siebie generujesz w sensie, jakie oczekiwania stwarzasz. To jest coś, co ludzie mówią: "Nie, nie, nie! Ja mam pewien charakter. Ja chcę być doceniany za ten charakter". Tymczasem nie! Wcale tak nie jest. Znaczy my nie jesteśmy doceniani za nasz charakter, jesteśmy doceniani za budowanie oczekiwań wobec tego, kim jesteśmy. I teraz jasne, że na dłuższą metę dla dużego grona ludzi, którzy cię obserwują cały czas, bardzo ciężko jest udawać. Tylko że, kiedy myślisz np. o mediach społecznościowych i myślisz sobie o marce Ewa Chodakowska, Martyna Wojciechowska czy Magda Gessler, to sobie pomyśl, jaki wycinek ich doby jesteś... jakiego wycinka doby ich jesteś w stanie doświadczyć, nie? Bo ja właściwie czterdziestu sekund. I teraz udawanie przez czterdzieści sekund na 24 godziny jest bardzo łatwe. Nie ma żadnego problemu z kreacją marki w mediach społecznościowych. Ja muszę przed Wami udawać gadatliwego człowieka już właściwie czterdzieści dziewięć minut, nie? Także to jest strasznie ciężka rzecz. Ale generalnie właśnie o coś takiego mi chodzi. My nie doświadczamy ludzi przez dłuższy czas w mediach społecznościowych, więc udawanie przed obcymi ludźmi jest bardzo łatwe i większość ludzi to robi. I no wybijają się te marki, które po prostu tworzą lepszą kreację. To nie zawsze musi być udawane. Natomiast chodzi o to, żeby to było atrakcyjne. I teraz jeśli to, kim jesteś naprawdę jest nieatrakcyjne, to jakby nie udawaj tego na zewnątrz.

Aga:
Proste!

Paulina:
No dobra, ale po co? Po co w ogóle nam ta marka osobista?

Paweł:
No właśnie, bo czekaj, bo zadałaś pytanie - co Paweł osiągnąłeś dzięki marce osobistej?

Paulina:
Tak!

Paweł:
Marka osobista dokładnie tak samo jak marka zwykła to jest pewna nakładka premium na obiektywną wartość Twoich produktów czy usług. Czyli tak naprawdę, tak jak ludzie płacą więcej za samochód o dobrej marce, buty o dobrej marce, tak płacą więcej za szkolenie od człowieka o dobrej marce, usługę od człowieka o dobrej marce itd. Druga rzecz to jest efekt Pigmaliona. To znaczy, że jeśli ludzie spodziewają się po Tobie, że jesteś dobry, to to co dowozisz jest mniej czelendżowane niż coś, co dowiózł człowiek, po którym oni się spodziewali, że on nie jest dobry, on zwykle zawala. Więc masz łatwiej i sprzedajesz to drożej. To są te dwie rzeczy, które Ci daje marka osobista.

Aga:
Super. Bardzo fajne jest to, ta definicja Jeffa Bezosa. Zapamiętamy, zdecydowanie! Powiedziałeś Paweł o tym, że właśnie marka to jest to, co przytaczając jeszcze raz „to, co opowiadają o nas ludzie, kiedy nas nie ma”, czyli są to historie pewnego rodzaju, prawda? Które...

Paweł:
Opinia. Tak, ona się składa z historii, ale to jest opinia.

Świadomość marki

Aga:
Opinia... dobra. No to w takim razie jak badać w ogóle markę? Jak mierzyć markę?

Paweł:
Wiesz co, są dwie takie główne rzeczy, dwa wskaźniki. Pierwszy nazywa się świadomością wspomaganą marki. I to jest takie badanie, gdzie idziesz do swojego tłumu, czyli do swojego rynku, ludzi, którzy powinni o tobie wiedzieć i zadajesz im zamknięte pytanie: „Czy znasz markę X, czy znasz Agę Naplochę, czy znasz Paulinę Kacprzak?”. Im więcej ludzi w Twoim tłumie odpowiada... i teraz przez Twój tłum nie rozumiem Twoich znajomych, tylko ja rynek definiuję jako ludzie, którzy powinni o Tobie wiedzieć. Czyli jeśli serwujesz coś właścicielom firm, tak jak właśnie rozmawiamy o Yggdrasilu, to ja sobie biorę cały tłum właścicieli firm, nie wiem ilu ich jest w Polsce i mówię, jaki procent z nich słyszało nazwę Yggdrasil, słyszało markę Paweł Tkaczyk. I pod tym względem mówię, że jakby w porównaniu np. z Martyną Wojciechowską jestem małym pikusiem, no bo jeśli wrzucisz Martynę w jakikolwiek tłum, to się okazuje, że jej marka jest naprawdę rewelacyjna. Jak wrzucisz Pawła Tkaczyka w jakikolwiek tłum, to musi być dosyć specyficzny tłum, żeby on powiedział: „Hej, znamy!”, tak? Więc tu w ten sposób, więc świadomość wspomagana. I wszystko, co robimy, powinno być dążeniem do tego, że jak najwięcej, jak największy procent tego rynku Twojego potrafi Cię rozpoznać. Właśnie rozpoznanie jest jedyną rzeczą, którą my tutaj mierzymy, co znaczy, że strategią dotarcia do tego jest coś, o czym mówiłem wcześniej - nawalanie klienta logotypem po ryju. To znaczy, że tam nie ma potrzeby żadnego wielkiego komunikatu. Po prostu pokazujecie logo – w przypadku marki osobistej to jest gęba, to jest koszulka z Batmanem. Nie wiem, na ile to widać tutaj. Ale, ale w ten sposób to wygląda. I w momencie kiedy to macie, to macie dobrą markę. Przynajmniej w jednym aspekcie. Drugi aspekt nazywa się świadomość spontaniczna i świadomość spontaniczna to jest takie badanie, gdzie ja znowu idę do mojego rynku, ale zadaje mu pytanie otwarte, tym razem - nie o produkt, tylko o kategorię. Czyli jeśli chcesz kupić samochód, to jakie są pierwsze samochody, jakie Ci przychodzą do głowy? Chcesz kupić meble, to jakie są sklepy meblowe, które Ci przychodzą do głowy? Jak chcesz zatrudnić projektanta, to jaki jest projektant pierwszy, który Ci przychodzi do głowy. I tutaj np. sposobem na zdobycie... to jest tak zwana świadomość Top of Mind, czyli pierwsza, która przychodzi do głowy, sposobem na zdobycie tego jest specjalizacja, dlatego że mi jest dużo łatwiej wymienić projektantów specjalizujących się w aplikacjach mobilnych w branży fitness niż projektantów. Więc tutaj dużo łatwiej jest się wybić, jeśli projektujesz te aplikacje mobilne do branży fitness. Więc w ten sposób. I w momencie, kiedy Twoja marka wysoko się rejestruje na świadomości wspomaganej i świadomości spontanicznej, to masz dobrą markę. Są pewnie jeszcze inne rzeczy, które moglibyśmy mierzyć, ale na ten poziom powiedzmy to nam wystarczy.

Budowanie marki osobistej w obecnych czasach

Paulina:
A gdybyś miał zacząć teraz budować swoją markę osobistą i w ogóle swoją obecność w sieci, to od czego byś zaczął? Na czym warto się skupić w tym momencie?

Paweł:
Od zdefiniowania kategorii. Ja będę to powtarzał po prostu do znudzenia, dlatego, że to jest jedna z najważniejszych rzeczy. Ja gdybym dzisiaj budował swoją markę osobistą, to pewnie zbudował bym ją w innej kategorii, niż budowałem wcześniej. Dlatego że ta kategoria jest już obsadzona tzn. że moja kategoria w tej chwili to jest specjalista od budowania marki. Ale gdybym wchodził na ten rynek, to bym powiedział: „Specjalistów od budowania marki jest strasznie dużo”. Mi jest troszkę łatwiej, bo ja utrzymuję pozycję wysoką bardziej niż ją próbuję zdobyć, ale wchodząc na nią, powiedziałbym: „Kurczę blade, specjalista od TikToka”. Nie znam się na TikToku, także musiałbym trochę coś tam ogarnąć, ale rozumiesz, nie? Jest ich dużo mniej niż specjalistów od marketingu. Specjalista jakiegoś narzędzia. Także postawiłbym... kilka, powiedzmy, zakładów bym zrobił na temat tego, co urośnie i tam bym próbował. Thought leadership to jest taka koncepcja, przywództwo idei. Czyli definiujesz siebie jako specjalista od marketingu na TikToku, a następnie używając, mam nadzieję, badań i raportów, no bo znam mnóstwo takich specjalistów, którzy nie używają z badań i raportów, ale tylko z głowy, ale mówią, co jest ważne, żeby się tam na tym TikToku wybić czy cokolwiek innego. Używam TikToka z jednej bardzo prostej jako przykładu z jednej bardzo prostej przyczyny. Tutaj chodzi o to, czego ludzie naprawdę szukają, czego ludzie potrzebują. No bo bycie specjalistą od marynowania książek, być może jest to bardzo niewielki rynek, ale zakładam, że również nikomu niepotrzebny. Nie? A TikTok jest potrzebny ludziom. Ludzie uważają, że jest im potrzebne. Więc bycie specjalistą w takiej dziedzinie, która jest przyszłościowa, a jednocześnie jest potrzebna ludziom - bardzo fajna rzecz!

Aga:
A czy są jakieś osoby, które Ty śledzisz pod kątem marki osobistej? Tak z ciekawości.

Paweł:
Marki osobistej jako marki osobistej? Nie. W sensie takim, że wiedza o marketingu, którą mam jest wystarczająco rozległa, że tak powiem, że nie potrzebuję kogoś stricte od marki osobistej. Znaczy, że śledzę wystarczająco ludzi od marketingu, żeby ta marka osobista przewijała się wystarczająco często, że niepotrzebny mi osobny specjalista do marki osobistej. Także nie. Znam książki, czytałem książki, ładnych parę o marce osobistej. Natomiast stwierdziłem – „Dobra nie, nic specjalnego”.

Poziomy celebryctwa a marka osobista

Paulina:
A jakie ciekawe osoby, Twoim zdaniem te, z których obserwujesz mają właśnie ciekawą markę osobistą, którymi można się inspirować? Obojętnie z jakiej dziedziny.

Paweł:
Mnóstwo ludzi ma takie marki. To znaczy, że wiesz, to jest kwestia tego... Pamiętaj o tym, że po pierwsze są poziomy, nie wiem jak to nazwać, celebryctwa, ale to jest złe słowo. Dlatego, że celebryctwo się źle kojarzy, a dla mnie celebryctwo jest jakby tożsame ze znajomością w konkretnym tłumie. Ja kiedyś miałem taką prezentację na konferencji blogowej dawno temu, kiedy jeszcze były konferencje blogowe, gdzie pokazywałem właśnie te pewne poziomy i teraz pierwszy poziom to jest taki celebryta konferencyjny. Ja się mniej więcej na tym poziomie umieszczam, tak? Celebryta konferencyjny to jest taki celebryta, który jest znany konkretnemu tłumowi dosyć wyspecjalizowanych zawodowo ludzi. Wy jesteście celebrytkami konferencyjnym. I teraz to jest twórca podcastu, to jest coś tam itd. poziom wyżej jest celebryta mediowy. Celebryta mediowy to jest ktoś, kto jest w mediach, takich mainstreamowych mediach. To jest podział stary, żebyśmy też nie mieli wątpliwości, tam Internet dość sporo w nim namieszał. Ale jest celebryta, ja go nazywam, powiedzmy, celebrytą Pudelka. To jest skrót myślowy bardzo, bardzo mocno. Ale założenie jest takie, że nie jesteś dana tylko w niszy konkretnej branżowej, ale jesteś znana na tyle, że Pudelek by o Tobie napisał. To jest Chajzer, taki celebryta, nie? A potem jest celebryta, powiedzmy VIVY! Właśnie nie wiem, czy Chajzer już nie jest celebrytą VIVY.

Aga:
No trochę chyba tak.

Paweł:
No dobra, dobra. Celebryta... szukam no. Jakiś chłopak, dziewczyna, którzy prowadzą telewizje śniadaniowe. Ja nie mam telewizji, więc ciężko mi o tym mówić, ale tutaj np. na tej niszy jest bardzo dużo internetowych już celebrytów, czyli jakieś Frizy itd. A na samej górze jest celebryta VIVY. Celebryta VIVY to jest taki celebryta, który zasłużył, powiedzmy na okładkę VIVY, nawet wyżej niż okładkę Forbesa, nie? Okładkę VIVY, bo jest pewnym kulturowym zjawiskiem, które sprzedaje gazety. Martyna Wojciechowska, Ania Lewandowska - to są dla mnie, powiedzmy, celebryci VIVY! I teraz kiedy rozmawiamy właśnie o tych poziomach itd., to chodzi o to, że bycie znanym na tym poziomie wcale nie jest czymś złym. Wcale nie musisz dążyć do bycia celebrytą VIVY czy czegokolwiek innego. Zgubiłem pytanie, szczerze mówiąc. Jakie było pytanie?

Paulina:
Jakie osoby?

Paweł:
Tak i teraz pytałaś jakie osoby obserwuje? I teraz na każdym z tych poziomów są osoby, które można obserwować i się można mnóstwo od nich uczyć. Bo oczywiście można z grubej rury jechać. Czyli można powiedzieć Martyna Wojciechowska. Uważam, że Martyna naprawdę robi świetną robotę, jeśli chodzi o budowanie swojej marki, jeśli chodzi o zarządzanie nią, o jakąś taką selekcję tego, co pokazuje, nie pokazuje, zarządzanie prywatnością. Tam jest Ewa Chodakowska dla mnie. Tam jest wszelkiego rodzaju top of the top youtuberzy czy nawet Ania Lewandowska. Tak, jakby dosyć świadome budowanie marki. Na poziomie celebrytów konferencyjnych - zjedźmy jakby z poziomu dużo, dużo niżej - tam jest Natalia Hatalska, tam jest Jarek Kuźniar, tam jest Marek Jankowski, tam jest Michał Szafrański. Mnóstwo ludzi, którzy są znani w swoich niszach, natomiast oni nie mają hashtaga na Pudelku i właściwie tyle. Ten Pudelkowy, ten zostawiam, bo tam tak naprawdę tam znajdziesz ludzi z tego i z tego, ale jeśli prosiłaś o przykłady, no to są takie rzeczy, które ja widzę.

Paulina:
Mhm. No dobra, ale załóżmy, że...

Paweł:
Janina Bąk jeszcze.

Aga:
Tak, Janina jest super!

Paweł:
Janina jest super. Janina tak naprawdę, właśnie zobacz, wywędrowała na emocjach z bardzo... nie chciałem powiedzieć nudnej, ale dobra powiem - nudnej, no bo statystyka jest taką nudną niszą, a Janina na emocjach i marketingu, w sensie ona mówi o marketingu, wylądowała bardzo wysoko. Jest naprawdę rewelacyjna pod względem tego, jaką jest influencerką.

Czy marka osobista jest dla każdego?

Paulina:
No dobra, ale załóżmy, że jestem zwykłym człowiekiem, który nie chce być żadnym celebrytą, absolutnie! Nie wiem, pracuję w jakiejś korporacji, jestem super specjalistą i czy coś takiego jak marka osobista jest dla mnie? Czyli czy marka osobista jest dla każdego?

Paweł:
Marka osobista jest dla każdego, dlatego, że pamiętaj, że marka osobista to jest to, co myślą o Tobie inni. Więc w momencie, kiedy są jacyś inni, to masz markę osobistą. Jak duży to jest tłum, czy to jest dwadzieścia osób w firmie, dwieście osób w firmie, trzysta na konferencji, czy dziesięć tysięcy, którzy Cię tam śledzą na Instagramie, wtedy już jesteś kimś, to jest ta sama skala tak naprawdę. Natomiast jedyny moment, kiedy nie masz marki jest wtedy, kiedy jesteś samotna na bezludnej wyspie i nikt o Tobie nie myśli, co jest przerażające samo w sobie, jeśli próbujesz cokolwiek wybudować w społeczności.

Aga:
Tak, no ta marka osobista też wydaje mi się ma znaczenie np. w procesie rekrutacyjnym, prawda? Kiedy musimy się też jakoś wyróżnić, czy na LinkedIn, gdzie łowią nas rekruterzy.

Paweł:
No właśnie! Jesteś w stanie dostać zatrudnienie łatwiej i dostaniesz więcej kasy w momencie, kiedy ludzie uważają, że jesteś niezastąpiona, więc absolutnie. Marka osobista przy rekrutacji - mega sprawa.

Storytelling – jak go mierzyć i oceniać?

Aga:
Mhm super. Dobrze, rozmawialiśmy o tym Paweł, jak mierzyć markę? To jeszcze wróćmy na chwilę do storytellingu - jak mierzyć historię?

Paweł:
Wiesz co, są trzy cele, które historia może dowozić. Pierwszy cel to jest emocja, czyli historie mogą dowozić emocje. Mierzenie emocji jest stosunkowo proste. To znaczy, że zapodajesz historię i obserwujesz twarze swoich odbiorców. Jeśli oni się śmieją - cudnie! Jak płaczą - świetnie! Rzucają cię czymś - super ekstra! Natomiast jeśli wiesz, zapodajesz historię i twarze Twoich odbiorców są takie „nic”, nie? Żaden mięsień nie drga, znaczy, że nie dowiozłaś. Po prostu najnormalniej w świecie nie dowiozłaś. Drugi cel, który historia może dowozić to jest wiedza. I teraz problem z wiedzą jest taki, że ją się strasznie trudno mierzy. W sensie nie ma takiego bardzo prostego sposobu. To, co Ci teraz powiedziałem o emocjach, to jest coś, co jesteś w stanie właściwie w pięć sekund zrobić. Podajesz historię, bierzesz Twoją grupę docelową. Ciach mach, mamy zrobione! Wiedza wymaga dedykowanych badań. To znaczy, że zwykle jest tak, że jeśli nie ma budżetu, to my przyjmujemy, że nie mierzymy wiedzy. Zaraz Ci powiem dlaczego. Trzeci cel nazywa się akcja. To znaczy, że ja mierzę, czy ktoś zapisał się na newsletter, czy przyszedł na wiec, czy wrzucił na tacę, czy cokolwiek innego, kupił produkt - no bo to też jest akcja. To zwykle nazywamy konwersją. I teraz te trzy rzeczy są częścią jednego procesu, to znaczy, że człowiek, który przeżywa emocje, nabywa wiedzę - kupuje. I my, wiedząc, że łatwo mierzy się konwersję i łatwo mierzy się emocje, bardzo często w procesie po prostu pomijamy mierzenie wiedzy, bo przyjmujemy przez implikacje założenie, że jeśli to zadziałało i to zadziałało, no to ta rzecz też zadziałała, ta środkowa też zadziałała, tak? Właśnie sobie uświadomiłam, że ja tu pokazuję na kamerze palcami, a jak to będzie w formie tylko audio, to to zadziałało, to zadziałało, to jakby nie pokażę, że ja wiesz mówię. No widzisz, to jest przykład klątwy wiedzy, z której sobie właśnie zdałem sprawę. Tak, że chodziło mi o to, że jeśli zadziałały emocje i zadziałała akcja, to przez implikacje przyjmujemy założenie, że środkowy poziom, czyli wiedza też zadziałał.

Aga:
A okej!

Paulina:
Ymmm...

Aga:
Dobra, dobra, no Paulina. Haha.

Paulina:
Nie no już zmierzamy powoli do końca, więc jeszcze Aga, jak chcesz pociągnąć temat, to proszę.

Aga:
Nie, już myślę, że ostatnie pytanie. Zapraszam Paulina.

Kompetencje przyszłości

Paulina:
Tak, tak, bo będziemy powoli kończyć, nawet szybciej niż powoli. Ale jeszcze ostatnie pytanie, bo jesteśmy też bardzo ciekawe. Paweł, czego Ty się uczysz? To znaczy na rozwoju, jakich kompetencji teraz się skupiasz i w jaką stronę idziesz? To co obserwujesz, czego się uczysz, co czytasz?

Paweł:
Uczę się w tej chwili np. ogarniania produktów subskrypcyjnych, bo jest to mega kawał wiedzy, który jest przydatny dzisiaj wielu, ale uznaję, że w przyszłości będzie przydatny jeszcze większej grupie ludzi, dlatego, że te subskrypcje są naprawdę... miałem w ciągu ostatnich trzech dni, miałem codziennie rozmowy z klientem o produktach subskrypcyjnych, o tym co działa, co nie działa, w jaki sposób to rozwijać itd. Więc narzędzia do obsługi subskrypcji, różne takie cuda wianki. Uczę się w tej chwili np. o zarządzaniu marką, ale i też i różnymi innymi aspektami przedsiębiorstwa w okresie gwałtownych zmian. To jest nie pierwszy kryzys, przez który przechodzę. W sensie takim, że nie mówię o swoim kryzysie, mówię o koniunkturalnym kryzysie. Natomiast za każdym razem uczymy się czegoś nowego. Ja pamiętam, że myśmy z Markiem Jankowskim właśnie podcast Mała Wielka Firma startowali. Był rok 2007, 2008 zaczynał się koniunkturalny kryzys poprzedni, więc dużo wtedy o kryzysie też rozmawialiśmy i to jest taka rzecz, która mnie bardzo kręci. Nie przestaję się uczyć o psychologii podejmowania decyzji, bo tam jest coraz więcej badań i jakby neuropsychologia to jest taka bardzo rozwijająca się dziedzina. Przyglądam się na razie i mówię zupełnie poważnie, przyglądam się wszystkim konceptom związanym z tym Web3, czyli nie będę kupował kryptowalut w najbliższym czasie, ale koncepcje, które za tym stoją np. rozproszone zaufanie, to jest coś, co chciałbym zgłębić, zgłębić i zobaczyć, co tam się dzieje.

Sprawdź 009 odcinek podcastu Design Practice, w którym Bartek Pucek opowiada o tym, jak buduje się społeczność wykorzystując model subskrypcyjny 🎧

Aga:
Ekstra! To jeszcze pytanie pomocnicze do tego, co powiedziałeś. Ciągle zagłębiasz się w temat psychologii podejmowania decyzji. Jest dużo badań. Skąd czerpać wiedzę, gdzie szukać tych badań? Czy masz jakieś jedno źródło? Myślę, że projektanci też powinni się kształcić.

Paweł:
Jest jedno takie główne, czyli serwis, który się nazywa Academia.edu. Academia to jest serwis, który serwuje Ci prace naukowe. Więc ja bardzo lubię teksty źródłowe. Mam tam monitoring nastawiony na kilka haseł i w momencie, kiedy wjeżdża mi nowa praca, to sobie czytam. Plus jakby gazety branżowe związane właśnie z psychologią, jakieś tam „Consumer Psychology” („Journal of Consumer Psychology”) czy coś w ten deseń. I no tam najczęściej to jest taki początek. Powiedzmy, jak „Consumer Psychology” o czymś napisze, to ja mówię: „Dobra, potrzebuję materiałów źródłowych, idę sobie grzebać” itd. Więc więcej w takie rzeczy.

Aga:
Super, super! Paweł, ogromnie Ci dziękujemy za bardzo dużo ciekawych haseł, inspiracji i też wiedzę, którą nam zaserwowałeś. No i mamy nadzieję, że Yggdrasil... dobrze powiedziałam?

Paweł:
Bardzo dobrze, ej! No świetnie Ci poszło.

Paulina:
Yeah!

Aga:
...będzie się rozwijać no i spotkamy się za jakiś czas i opowiesz nam o jakichś nowych działaniach, nowych tematach.

Paweł:
Dobra, super! Dzięki wielkie za zaproszenie, było mi bardzo miło.

Paulina i Aga:
Dzięki wielkie!

Paulina:
Bardzo dziękujemy Ci za wysłuchanie tego odcinka. Notatki i linki do niego znajdziesz na naszej stronie designpractice.pl/013. Jeśli podoba Ci się nasz podcast, koniecznie zasubskrybuj go w swojej platformie podcastowej lub na YouTubie.

Aga:
Będziemy też bardzo wdzięczne za feedback w postaci komentarza, a na nowe odcinki możesz liczyć w każdy pierwszy i piętnasty dzień miesiąca. Pamiętaj też o zapisaniu się do newslettera, żeby nie przegapić żadnego nowego odcinka. Wejdź na designpractice.pl. Do usłyszenia za 2 tygodnie!

👂
Posłuchaj innych odcinków podcastu

ZGarnij materiały

Dołącz do społeczności 20 tysięcy designerek i designerów 🤯 i otrzymaj „Finansownik freelancera” i nasz super ćwiczeniownik w UX, zupełnie za fri! 🎉 Co 2 tygodnie wyślemy Ci też newsletter pełen konkretów z obszaru product designu! 😍


Zapisując się, akceptujesz politykę prywatności.

.